Jak Putin kręci Białorusią? Ma niezawodne narzędzie, o którym niewiele na co dzień myślimy

Wtorkowa wizyta Władimira Putina w Mińsku w ramach posiedzenia Rady Państwowej Związku Białorusi i Rosji nie wniosła wiele nowego. Jednak złowroga dla regionu strategia Rosji się nie zmienia. Widać, że Putina w jego chęci do obudowy imperium nikt nie zatrzyma – o tym w rozmowie z portalem PolskieRadio.pl niezależny białoruski analityk dr Paweł Usow.
Aleksander Łukaszenka i Władimir Putin na spotkaniu przy okazji obrad Rady Najwyższej Państwa Związkowego Rosji i Białorusi
Aleksander Łukaszenka i Władimir Putin na spotkaniu przy okazji obrad Rady Najwyższej Państwa Związkowego Rosji i BiałorusiFoto: PAP/EPA/EKATERINA SHTUKINA / SPUTNIK / GOVERNMENT PRESS SERVICE POOL

Paweł Usow Reżim przywiązuje Białoruś do Rosji. W Moskwie to rozumieją – rzecz jasna, że system istniejący na Białorusi to kluczowy system do realizacji rosyjskich planów, które są określane jako integracja eurazjatycka

Reżim autorytarny na Białorusi to podstawowe narzędzie Moskwy – mówił w rozmowie z portalem PolskieRadio.pl dr Paweł Usow, kierownik Centrum Badań i Analiz Politycznych, białoruski niezależny analityk. Na Białorusi elity polityczne wolą robić biznes z Moskwą, niż dbać o państwo. Łukaszenka tak bardzo uzależnił Białoruś od Rosji na polu gospodarczym, że nie jest w stanie sobie bez niej poradzić, każdy problem w relacjach powoduje wstrząs na Białorusi. Jednocześnie reżim autorytarny na Białorusi nie zbliży się też do Zachodu, nie zmieni systemu, nie zreformuje państwa, uzależnia się od Moskwy coraz bardziej i dlatego Rosja uznaje go za główne narzędzie realizacji swoich celów.

Mundial w Rosji pokazuje zaś, że polityka Zachodu wobec Rosji pozostawia wiele do życzenia. Sankcje powinny być ostrzejsze. Działania Rosji na obszarze poradzieckim mało interesują Zachód – niektóre państwa myślą wręcz o nim jako strefie wpływów – zaznaczył Paweł Usow.  A system bezpieczeństwa zawodzi w Europie – ostrzegł analityk. Te dwie okoliczności są znakiem ostrzegawczym dla regionu.

Więcej o sytuacji Białorusi, wizycie Putina w Mińsku w ramach posiedzenia Rady Najwyższej Państwowej Państwa Związkowego Rosji i Białorusi w rozmowie z Pawłem Usowem.

Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio.pl: W Mińsku odbył się szczyt Rady Najwyższej Państwa Związkowego Rosji i Białorusi z udziałem prezydenta Rosji Władimira Putina. Czy coś w tej wizycie było zaskakującego, niepokojącego z pana perspektywy? Będzie miało jakieś następstwa, czy to były raczej rutynowe rozmowy?

Dr Paweł Usow, kierownik Centrum Badań i Analiz Politycznych, białoruski analityk niezależny: Można było spodziewać się ostrych żądań ze strony Putina, zważywszy jego wojowniczą retorykę w czasie kampanii wyborczej, o tym, że Rosja wstaje z kolan. Można było założyć, że po wyborach Rosja ostrzej podejdzie do Mińska i  energiczniej będzie zmuszała Białoruś do pogłębienia geopolitycznego związku. Mowa była o tym, że powrócić może temat rosyjskiej bazy wojskowej, która miała być umieszczona na terytoriom Białorusi.

Jednak tym razem w Mińsku nie postawiono żadnych spraw na ostrzu noża, nie było sprzeczek. Wyglądało na to, że to akurat posiedzenie miało charakter formalny i nie dotyczyło kluczowych kwestii w relacjach między Białorusią Rosją. Sprawiało wrażenie gry dyplomatycznej bez realistycznego tła. To może świadczyć o tym, że Rosja nie jest już tak bardzo zainteresowania rozwijaniem formatu Państwa Związkowego Rosji i Białorusi i według Moskwy projekt zabrnął w ślepą uliczkę, nie może istnieć w takiej formie.

Zatem żadnych wystrzałów, aczkolwiek trzeba brać pod uwagę, że nie o wszystkim nas poinformowano i o pewnych sprawach być może nie wiemy. Jednak to nie jest chyba jakakolwiek pociecha dla tych, którzy obawiają się o ciągle ograniczanie suwerenności Białorusi?

Łukaszenka1200.jpg

RYTUALNE UŚMIECHY ŁUKASZENKI W SOCZI

Tego rodzaju spotkania nie są głównymi instrumentami w relacjach Rosji i Białorusi. Wynikają z protokołu. Nie rozwiązują one też sporów między Rosją i Białorusią. Trzeba dodać, że ten szczyt odbył się w warunkach ostrych sporów między tymi państwami, Rosja ogranicza wprowadzenie towarów z Białorusi. Białoruś dotuje rolnictwo, dlatego jest konkurencyjne na rynku rosyjskim i to się nie podoba rosyjskim oligarchom. Mińsk jednak nie może się przed nimi obronić, bo jest w pełni uzależniony gospodarczo od Rosji.

Z tego uzależnienia właśnie wynikają obawy o ograniczanie suwerenności. Bez wsparcia finansowego i politycznego Rosji Białorusi reżim jest niestabilny, pojawiają się problemy społeczne, gospodarcze. Gdy Rosja zamyka dostęp do rynku – zaraz na rynku Białorusi widzimy negatywne następstwa. A Łukaszenka przez 20 lat nie zrobił niczego, żeby przemodelować relacje gospodarcze z Rosją. Gospodarka jest zorientowana tylko na Rosję. To tworzy bazowe warunki dla ograniczenia suwerenności Białorusi. Przypomnijmy tutaj, jak szybko Białoruś weszła w struktury eurazjatyckie Rosji, podpisała wszystkie traktaty, co było zupełnie wbrew jej interesom jako państwa suwerennego.

Natomiast w relacjach z Zachodem mamy tylko dialog formalny, bez zmian, które otworzyłyby Białoruś na Zachód, również w relacjach gospodarczych. U Łukaszenki nie ma woli politycznej, żeby inicjować takie procesy, które dystansowałyby Białoruś od Rosji. W strategicznym i globalnym wymiarze relacje między Białorusią i Rosją nie ulegają zmianie.

Władimir Putin obiecał wczoraj, że będzie inwestował w modernizację gazociągu na Białorusi. Jednocześnie trwają wysiłki Moskwy o budowę Nord Streamu II – który logicznie rzecz biorąc – zagraża nie tylko Ukrainie, ale przecież i Białorusi.

Jamał-Europa trafia do Europy Wschodniej  i Centralnej. Nord Stream II to zagrożenie dla krajów uzależnionych od tranzytu, zwłaszcza tych, które czerpią z tego zyski finansowe. Państwa te powinny zmienić strategię rozwoju gospodarczego odciąć się od zależności energetycznej od Rosji. Jednak elity na Białorusi i Ukrainie są do tego niezdolne, przyzwyczaiły się do czerpania zysków, bez rozwoju gospodarki innowacyjnej, energooszczędnej. Są gospodarkami industrialnymi, uzależnionymi od ropy, gazu. To jednak problem tych państw, ich elit, które nie czują się odpowiedzialne za to, co się dzieje. To pozwala Rosji grozić, szantażować podwyżką cen, przykręceniem korków. Białoruś  i Ukraina miały szansę zacząć transformację gospodarczą, jednak elity polityczne tego kraju z tego nie skorzystały, z tego względu, że nie czuły się odpowiedzialne za rozwój swoich państw a wolały prowadzić biznes z Moskwą. Ich świadomość niestety wciąż jest postkomunistyczna, orientowana na takie źródła energii jak gaz.

W Mińsku miały miejsce obrady Rady Najwyższej Państwa Związkowego Białorusi i Rosji. Fot. PAP/EPA/EKATERINA SHTUKINA / SPUTNIK / GOVERNMENT PRESS SERVICE POOL W Mińsku miały miejsce obrady Rady Najwyższej Państwa Związkowego Białorusi i Rosji. Fot. PAP/EPA/EKATERINA SHTUKINA / SPUTNIK / GOVERNMENT PRESS SERVICE POOL

Trudno analizować sytuację na Białorusi nie myśląc o tym, że Rosja prowadzi w regionie wojnę. I obecne jest wciąż pytanie, czy Białoruś może paść ofiarą imperialistycznych kroków Putina, czy Putin jest zatrzymany choćby na tym etapie. Te wszystkie pytania zadawaliśmy sobie, gdy to co się stało było świeże, zszokowało opinię publiczną, ale one wciąż pozostają aktualne.

Putina nikt nie zatrzyma, nawet jeśli sankcje mocno uderzają w gospodarkę Rosji. Widać to po ostatnich działaniach rządu w Moskwie, to na przykład podniesienie wieku emerytalnego. Gdyby sankcje były ostrzejsze, widzielibyśmy tego skutki, jeśli chodzi o uregulowanie konfliktu na Ukrainie. Jednak Europa nie jest konsekwentna w działaniach względem Rosji, dlatego Moskwy nie udaje się powstrzymywać w regionie, ani w Europie. Rosja wciąż destabilizuje Ukrainę, ale również aktywnie działa w UE, pracuje nad rozłamem wewnętrznym, pozyskała sojuszników wśród polityków m.in. we Włoszech, na Węgrzech, we Francji. Nie wiadomo, czym skończy się dla UE to, że we Włoszech doszli do władzy politycy sympatyzujący z Rosją. Moskwa szuka słabych punktów, stara się doprowadzić do rozłamów.

A Białoruś nie jest nawet kartą przetargową dla UE. Bo wiele osób uważa, że Białoruś to strefa wpływów Rosji. Łukaszenka przez lata doprowadził do tego, że Białoruś jest pod wpływami geopolitycznymi Rosji. Świadczą o tym m.in. ćwiczenia Zapad-2017, skierowane przeciw NATO, Zachodowi. Warto również przytoczyć ostatnią wypowiedź szefa MSZ Białorusi Uładzimira Makieja z Brukseli, że gdy w Polsce będzie stała obecność wojskowa USA, to Białoruś na swoim terytorium ugości bazę rosyjską.

Białoruś próbuje wykorzystać konflikt między Zachodem i Rosją w swoich interesach, ale nie jest neutralna i  jest w strategicznym sensie zorientowana na Rosję. Nie może być inaczej, dopóki na Białorusi jest reżim autorytarny. Jest bowiem główną przeszkodą dla rozwoju Białorusi jako państwa i przeorientowania się na Zachód. Reżim przywiązuje Białoruś do Rosji. W Moskwie to rozumieją – rzecz jasna, że system istniejący na Białorusi to kluczowy system do realizacji rosyjskich planów, które są określane jako integracja eurazjatycka.

To przeczy zasadom funkcjonowania Europy – że Białoruś uznaje się zbyt często za „strefę wpływów”. Tą drogą Rosja wprowadza też tylnymi drzwiami myślenie o strefach wpływów  Europie. A Białoruś nie ma adwokata, nawet jeśli społeczeństwo nie zgadza się na działania reżimu autorytarnego i utratę suwerenności.

Każde suwerenne państwo musi samo się bronić. Europa gra w tzw. dialog z reżimem, ale on nie może doprowadzić do zmian geopolitycznych i geostrategicznych.

A w Europie zawiódł system bezpieczeństwa,  nie ma możliwości zatrzymania agresywnego działania takiego państwa jak Rosja w granicach Europy. Po raz pierwszy obserwowaliśmy to podczas wojny w Gruzji. Nie było żadnych sankcji, a chwilę potem widzieliśmy świat na igrzyskach w Soczi i wszyscy byli zachwyceni.

Teraz widzimy, że gwarancje memorandum budapeszteńskiego nie zostały wykonane. A sankcje Zachodu to raczej reakcja na próby Rosji, by wtrącać się w sprawy wewnętrzne USA i Wielkiej Brytanii, a nie chęć obrony interesów Ukrainy. Zatem nawet te państwa obojętnie podchodzą do tego, co Rosja będzie robić w przestrzeni poradzieckiej.

Gdyby nie doszło do zestrzelenia boeinga w strefie konfliktu czy wpływu Rosji na wybory w USA, ani gdyby nie było sprawy Skripala, nie byłoby teraz ostrej reakcji na działania w Rosji. Fakt, że w czasie wojny mamy obecnie w Rosji mundial, pokazuje, jak świat odnosi się do Rosji. Co mnie dziwi, nawet Polacy jadą do Rosji, by brać udziału w święcie zorganizowanym przez Putina dla polepszenia wizerunku Rosji.

 Rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio.pl